czwartek, 20 września 2012

Pierścienie mocy



Pierścienie mocy 


Pierścienie mocy - u wikingów pierścień był potężnym symbolem mocy, szczęścia i sławy. Ten dar honorowy, rodzaj monety obiegowej, bywał czasem królewskim klejnotem rodzinnym, jak szwedzki Swiagriss. Magiczne pierścienie w mitologii germańskiej były również symbolami przeznaczenia, a w najbardziej posępnym wariancie, symbolem zagłady. Słynnym przykładem takiego pierścienia był pierścień Andwariaut, który złamał życie wielu istotom. Innym pierścieniem przynoszącym zagładę był Domhring Thora, krąg kamiennych posągów otaczający słup kaźni przed świątynią tego boga. Domhring symbolizował nieuchronność kary. Znacznie bardziej radosną, niemal bajkową naturę miał zdumiewający Draupnir należący do Odyna. Co osiem nocy tworzył dziewięć podobnych złotych pierścieni. Podobną naturę miał Pierścień Przysięgi Thora, symbol uczciwego współzawodnictwa i dobrej wiary. Pierścienie herosów zawsze przynosiły bogactwo i potęgę, ale nie zawsze dawały szczęście, czasem stawały się nawet powodem tragedii, budząc chciwość. Czyste pierścienie Orthnita, Wolfdietricha i Dietricha były symbolami kręgu mocy i wiecznej sławy.

SABAT

Czym "nowa" czarownica różni się od czarownic i wiedźm dawnych? Otóż czarownica jest nie tylko heretykiem, który odwrócił się od Boga. Ona należy do sekty, która znalazła sobie nowego Boga w postaci szatana. Najmocniejszym dowodem przeciwko każdej czarownicy było jej przyznanie się do uczestnictwa w sabacie i rzekoma przysięga złożona diabłu.

Obraz sabatu czarownic wszedł do historii sądownictwa już w związku z wielkim procesem, który toczył się przeciwko templariuszom w Tuluzie w 1335 roku.

Heretycy musieli przyznać, że wzlatywali na wierzchołki gór, że modlili się do szatana, który ukazywał się im w postaci kozła, że uprawiali rozpustę, wreszcie - pożerali niemowlęta.

Obraz ten w wyobraźni prześladowców czarownic zyskiwał na kolorycie, nowych szczegółach i okrucieństwie.

Kobiety miały przylatywać na sabat (z reguły w czwartki lub piątki) na miotłach, widłach, kijach (w 1727 roku spalono na stosie niejaką Janet Horn, która latała na grzbiecie własnej córki), natarłszy się uprzednio maścią zrobioną z ciała niechrzczonego niemowlęcia, blekotu i wodnej cykuty, co pomagało w wylatywaniu przez komin. Potem (na przykład na "Łysej Górze", to znaczy na każdej górze, gdzie przebywają siły nieczyste) urządzano diabelską mszę, tańczono i ucztowano, jedząc straszne okropności, z reguły niemowlęta i padlinę bez soli i wina.

Sabatowa erotyka, która dawała możliwość skazywania na stos nawet dzieci, będących rzekomo owocem diabelskiego nasienia, również wydawała się nie sprawiać czarownicom żadnej radości; zadawały się one co prawda - do wyboru - z demonami żeńskimi (sukkubami) lub męskimi (inkubami), ale ich uściski, tudzież narządy były nieprzyjemne, zimne jak lód, a sam szatan mimo niejednokrotnie urodziwej twarzy miał zawsze jakieś mankamenty: a to bocianie nogi, a to kłaków za dużo, ponadto cuchnął z reguły kozłem. Kulminacyjnym punktem sabatu było całowanie szatana "pod ogon". Tylko niekiedy bywało ciekawiej, na przykład niejaka pani Goguillon, spalona za czary 24 maja 1679 roku, opowiadała, że jeździła na sabat raz w tygodniu, gdzie jej diabelski kochanek wznosił ją w powietrze we własnym uchu, zamienioną w małego czarnego pieska.

Jaki interes miały czarownice w udawaniu się na sabat i składaniu przysięgi szatanowi? Dzięki temu umiały powodować ulewne deszcze, susze, gradobicia, rzucały uroki odbierające płodność, mogły do woli zatruwać studnie proszkiem sporządzonym z ludzkich kości, rozprzestrzeniać dżumę (przez posmarowanie specjalną maścią klamek), przemienione w koty dusiły niemowlęta, potrafiły rzucić urok, opętać kogokolwiek, uczynić jajko miękkim, a nawet produkować "kolorowe myszy z liścia różanego", w czym specjalizowała się dziesięcioletnia Anna, spalona na stosie w 1703 roku. Umiały również skłócić małżonków, spowodować impotencję (czyli "odjąć ruchome przyrodzenie"). Również za grzech masturbacji nie odpowiadał nikt inny jak podłe czarownice.

Jednym słowem, potrafiły to, co zawsze czyniły czarownice, czyli pomagać albo szkodzić. Głównie jednak szkodzić. Czarownice były bezinteresownie złośliwe. Co ciekawe, diabeł za ich zło i posłuszeństwo nie obdarzał ich ani bogactwem, ani zdrowiem, ani nawet poczuciem bezpieczeństwa. Bo jednej rzeczy nie umiały czarownice na pewno: nie potrafiły nigdy wyrwać się z rąk oprawców. Posiadając wszelkie diabelskie moce, różne zaklęcia i maści były zupełnie bezbronne, gdy je aresztowano, biczowano, torturowano, męczono, palono żywcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz