poniedziałek, 23 kwietnia 2012

CONTRA LOGOS

CONTRA LOGOS

Młody technomanta szedł uliczkami osiedlowego parku i intensywnie myślał. Myślał, analizował i wciąż nie był w stanie pojąć co właściwie się wydarzyło. Ona uciekła ze łzami w oczach, a on najzwyczajniej w świecie nie był w stanie zrozumieć dlaczego. Ta sama sytuacja pojawiała się wciąż i wciąż. A znali się przecież tak dobrze...

/rok wcześniej/
- Kocham Cię maleństwo...
- Ja Ciebie też kocham tygrysku...
Leżeli obok siebie, wtuleni, a ich serca biły równomiernie. Byli ze sobą, dla siebie i tylko to się liczyło. Byli tak blisko, a mimo to wiedział, że ta chwila jest krucha jak lód po przymrozku. Wystarczył jeden zły krok, jedno złe słowo. A on wciąż nie potrafił zrozumieć o jakie słowa chodzi, jaka reguła rządzi jej reakcją. W niewypowiedziany sposób wyczuwał, że byli ze sobą, dla siebie i wbrew sobie.
- Wiesz, kiedyś zamieszkamy razem...
- Proszę Cię, nie planuj.
Znowu nie zrozumiał. Dlaczego miałby nie?
- Dlaczego?
- Proszę, żyj chwilą, nie planuj.
- Ale dlaczego?
- Kotku, Twoje pytania niczego nie poprawiają. Przestań proszę.
Zamilkł. Nie dlatego, że zrozumiał. Zamilkł, bo wiedział co byłoby dalej. Wąska nić miłości łączyła ich głównie kiedy milczeli. Słowa były w jakby innych językach. Nawet gdy mówił, że kocha, nie mógł być pewien, że reakcja będzie pozytywna. Raz było ok, drugi raz wybuchała płaczem. Nie widział w jej zachowaniach sensu pomimo wkładania w próby jej zrozumienia całego siebie.

/kilka miesięcy później/
Młody mężczyzna siedział w przedziale pociągu i, jak zwykle, pogrążony był w rozmyślaniach. Myślał nad czekającymi go kolokwiami, egzaminami, myślał o spotkaniu z grupą przyjaciół, przez chwilę myślał nawet o niej, ale szybko przestał. Prowadził szybką terapię odwykową i myślenie na temat swojej byłej było surowo zabronione. Zerwali ze sobą tak jak tego chciał, zgodnie z planem, zgodnie z przewidywaniami. Ona zalana łzami, prawdziwymi, on zalany łzami, bo też czuł emocje, choć gdyby nie rozważenie sytuacji, w której zachowałby się jak kamień, pewnie po prostu nie pozwoliłby sobie na płacz. Kiedy ją opuścił szybko wyszedł z dołka, na technomancką modłę 'usuwając schematy myślowe mogące indukować reakcje afektywne'. Był skuteczny. Wobec siebie - przeraźliwie skuteczny. Wciąż myślał jednak o tym jednym aspekcie zakończonego związku, a właściwie przyczynie rozstania. O tej jątrzącej się niewidzialnej ranie niezrozumienia pomiędzy dwójką ludzi, którzy byli dla siebie tak bliscy. Nie rozumiał. Po prostu nie rozumiał.

/kilka miesięcy później/
Spotkali się. Przez chwilę nic nie mówili. Potem ona się odezwała, on odpowiedział. Ona w słowa włożyła swe serce, a on jak zawsze jej wypowiedź wrzucił do tartaku logiki. Analiza semantyczna, wyszukanie błędów logicznych, odpowiedź. Ważny jest sens. Po kilku słowach jej oczy zaszkliły się, szybko podziękowała za odprowadzenie i uciekła biegiem. On, nieporuszony, popatrzył chwilę za nią, po czym obrócił się i odszedł. Przechodząc przez osiedlowy park myślał o otchłani szaleństwa w jakim się pogrążyła. Myślał o tym, jak nie docierały do niej proste, logiczne argumenty. I znowu myślał o tym, że nie rozumiał. A przecież znali się tak dobrze...





Z dedykacją dla wszystkich, którzy rozkładają świat na części i starają się zrozumieć.
Ze szczególną dedykacją dla mego alterego, który oprócz bycia mym największym błogosławieństwem, jest również największym przekleństwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz